Blog

  • UFO na Darłowem i Koszalinem – cz. 2.

    Zapraszam do przeglądu nowych ustaleń na temat obserwacji z 6 lipca 1983 r. w Darłowie oraz szeregu innych, które mogą moim zdaniem wiązać się z tym zdarzeniem. Jeśli ktoś z Państwa do tej pory nie zdołał się zapoznać, zapraszam przed lekturą poniższego artykułu do przeczytania poprzedniej części moich ustaleń, w której mogą Państwo przeczytać m. in. o tym jak wyglądała próba zestrzelenia UFO przez polskich pilotów, dostępnej pod linkiem: https://web.archive.org/web/20240630202009/https://pilociiufo.pl/?p=49

    ***

    Komandor por. (obecnie w stanie spoczynku) Marek Chmura pełnił dyżur na stanowisku Dyżurnego Kierownika Lotniska w Darłowie. Około godziny 10.30 do lotniska zadzwoniła Pani Halina Janukiewicz z informacją, że niezidentyfkowany obiekt latający pojawił się na wysokości wydm. Wkrótce z podobną wieścią do wieży przybył oficer operacyjny Jacek Abramczuk. Chmura wyglądnął przez okno wieży i ujrzał maszynę na własne oczy. Obiekt przybył z kierunku zachodniego i miał kształt cylindryczny – był znacznie dłuższy niż szerszy. Poruszał się na różny sposób w pionie i poziomie. Przede wszystkim uwagę przykuwało to, że najpierw podnosił się jeden bok do góry, a potem dołączał drugi.

    Około godzinę później pojawił się samolot Iskra, który nawiązał kontakt radiowy z wieżą. Meldował o nawiązaniu kontaktu wzrokowego z obiektem na wysokości 4.000 m. Ale przecież to się nie zgadza… Przecież oni są tylko na wysokości ok. 400 m. Oficer pilotujący maszynę poprosił o zgodę o otwarcie ognia Marek Chmura zbliżył usta do mikrofonu, aby wydać zezwolenie, jednak w tej chwili Komandor Płachta wyrwał mu urządzenie stojące przed nim. Wytłumaczył, że podjęcie takiej decyzji nie jest w jego gestii. Marek Chmura przez okno obserwował dalszy rozwój sytuacji. Samolot przyjął pozycję do ataku i w tym momencie cel wykonał manewr w bok i zaczął szybko się wznosić. Polski samolot ruszył w pościg, jednak nie był w stanie zbliżyć się do celu i przerwał próbę ataku. Obiekt w tym czasie wykonał ruch po okręgu i skierował się w kierunku Kołobrzegu. W związku z tym, że obiekt zmierzał do radzieckiej bazy w Bagiczu, oficer postanowił powiadomić siły Armii Czerwonej.

    Marek Chmura jeszcze do późnego wieczora, co kilkadziesiąt minut zerkał w lornetkę. Obiekt wciąż do tego czasu można było dojrzeć na zachód od Darłowa.

    ***

    Udało mi się dotrzeć do relacji oficera służącego w śmigłowcu, który był w tym czasie w powietrzu. Twierdzi on, że znalazł się od tego obiektu w odległości zaledwie ok. 500 m, gdy tenże pojawił się nad plażą na wysokości ok. 300 m wykonując nieskoordynowane “fikołki”. Gdy poprosiłem Marka Chmurę o informację czy zna wspomnianą osobę, tenże potwierdził mi to i zaznaczył, że mówimy o mieszkańcu Darłowa, który jest poważnym i godnym zaufania członkiem lokalnej społeczności.

    Powyższa relacja koreluje z inną na którą natknąłem się już wcześniej, według której córka żołnierza podawała, że jej ojciec był w śmigłowcu, który krążył wokół obiektu. Zapewne był członkiem załogi tej samej maszyny.

    Inny oficer sił radiotechnicznych rozmieszczonych w rejonie przekazał mi, że podczas swojej służby w jednostce wielokrotnie załoga stacji radiolokacyjnej rejestrowała niezidentyfikowane obiekty. Jednak później okazywało się, domniemanym UFO były balony meteorologiczne lub rozpoznawcze wędrujące z zachodnimi wiatrami nad wybrzeżem. Przez kilkanaście lat pracy zdarzyło się kilkanaście poderwań pary dyżurnej. Nie było ich zbyt wiele, bo w tamtych czasach bardzo oszczędzano paliwo. Pamiętał może dwa przypadki startów do niezidentyfikowanych obiektów. Każde z nich okazywało się pudłem. Pamięta też frustrację decydentów zawiedzionych tym, że poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Zawód był tym większy, że w tamtych czasach bardzo rzadko były podrywane w trybie alarmowym.

    Nie takie historie dane było mu wysłuchiwać w kasynie przy piwie albo kielichu. Słuchacze żądni mocnych wrażeń i emocji łykali te opowieści jak pelikan rybę. Potem koledzy – piloci szydzili z tych naiwnych, łatwowiernych ludzi.

    Ogólnie oficer jest niezwykle sceptycznie do całego incydentu Uważał, że wojsko dało ciała i powstała jedna wielka hucpa. Według znanego powiedzenia: “góra urodziła mysz” albo “wiele hałasu o nic”. Jednakże nie był w stanie mi potwierdzić z pewnością, że pełnił dyżur w jednostce, gdy nad niebem pojawił się rzekomy obiekt.

    Jeden z mieszkańców Darłowa potwierdził mi osobiście, że z wydm obserwował zdarzenie wraz z całkiem sporą grupą mieszkańców korzystającą właśnie ze słonecznej pogody. Świadek ten pamięta, że obiekt nie był wysoko oraz jednocześnie w powietrzu fruwały polskie samoloty bojowe.

    Z drugiej strony udało mi się porozmawiać z córką mieszkanki Koszalina, która przekazała jak w latach 80. zaobserwowała zygzakujący po niebie obiekt, który odleciał chwilę przed tym jak na miejscu zdarzenia pojawił się samolot polskich Sił Lotniczych.

    Osobiście pamiętam jak ok. 2006 r. czytałem opis na temat wydarzeń z 1983 r. na jednym z blogów umieszczonych w internecie. Autor opisał przelot obiektu nad poszczególnymi miejscowościami co do minuty. Z tego co pamiętam obiekt najpierw został zauważony na Koszalinem, przeleciał m.in. nad miejscowością Łabusz. Obiekt nie poruszał się szybko – przebycie całej trasy zajęło mu co najmniej kilkadziesiąt minut.

    ***

    Wpis użytkownika o pseudonimie Wiskoler_double z dnia 30.06.2024 na portalu wykop.pl:

    Nie 83 ale może rok lub półtorej wcześniej. Byłem w wojsku i zajmowałem stanowisko operatora stacji radiolokacyjnej a dokładnie wysokościomierza Zofia III. W skład naszej kompanii wchodziły odległościomierze Julia i Justyna. W ciągu dyżuru trwającego 24 h, często prowadziliśmy grafiki z pracą powietrza. Justyna lub Julia wykrywało obiekty w powietrzu, przekazywała położenie i azymut lotu oraz sprawdzała znacznik swój/obcy, ja na swojej stacji według podanych danych znajdowałem obiekt i podawałem wysokość. Była jeszcze jedna stacja – Danuta, przygotowana do wykrywania tzw. niskolotów, miała antenę wyniesioną na maszcie około trzydziestu metrów nad ziemię i antenę pochyloną w kierunku ziemi. Miała mniejszy promień wykrywania, ale w zamian “widziała” obiekty poruszające się nawet na wysokości 25 m na gruntem.

    Moja jednostka znajdowała się w pobliżu Wałcza. Często wczesnym rankiem włączali moją stację i Dankę do wykrywania balonów z ulotkami transportującymi je z Bornholmu. Wykrywaliśmy je, określali położenie, azymut lotu i wysokość. Jak zbliżyły się do naszego brzegu, ale jeszcze nad wodami Bałtyku, leciała eskadra śmigłowców i strącała je wszystkie do wody. Ale kilka razy spotkaliśmy się z innymi obiektami, zazwyczaj zaczynało się od wykrycia przez Dankę obiektu nad Bałtykiem, który się nie poruszał, ani w azymucie ani w odległości względem stacji. Po przekazaniu mi danych znajdowałem obiekt na niewielkiej wysokości. Z reguły było to 30 do 40 m nad poziomem gruntu (moja stacja była orientowana według położenia w którym stała a nie wysokości nad poziom morza).

    Jak określiliśmy wszystkie dane łącznie z brakiem odzewu na sygnał swój/obcy to gdzieś wyżej (Gryfice lub Bydgoszcz) zapadała o wysłaniu jakiejś pary dyżurnej. Nasze samoloty wyruszały i w kilka minut dolatywały na miejsce wskazane danymi, a chwilę wcześniej obiekt obserwowany robił pikę w górę z niebotyczną prędkością jakiej nawet Rosjanie na ćwiczeniach na swoich SU nie uzyskiwali po przekroczeniu prędkości dźwięku. Ten natomiast poruszał się idealnie pionowo w górę. Tylko ja widziałem zmiany na swoim ekranie. Na odległościomierzu nie poruszał się nawet o stopień. Mijało kilka minut i najpierw wychodził z zakresu wykrywania Danuty, a chwilę później mojego. Moja stacja mogła widzieć do 450 hm. i sobie najnormalniej znikał na radarach. Nie pomagało włączenie awaryjne Justyny czy Julii, one miały wyższe parametry wykrywania co do wysokości (choć nie potrafiły jej określić), one też niczego nie widziały. Tak było przy pierwszym tego rodzaju spotkaniu, przy drugim – około miesiąca od pierwszego – Justynę i Julkę włączali natychmiast i dodatkowo drugą stację wysokościomierza czyli bliźniaczą Zofię V. Efekty były takie same. Wykrycie na niewielkiej wysokości, poderwanie pary dyżurnej i przelot, chwilę przed przybyciem świeca w górę i po widoku obiektu. Jak obiekt podnosił się powyżej 200 m to Justyna i Julka go widziała. Więc nie była to awaria sprzętu Danki i mojej Zośki – jak sugerował jeden z oficerów dyżurnych z Bydgoszczy po pierwszym kontakcie.

    Łącznie takich kontaktów/incydentów na przestrzeni około roku było kilka, a na pewno nie doszło do dziesięciu. Z obiektów obserwowanych na radarach żaden nie był nad lądem, wszystkie znajdowały się nad Bałtykiem. Teraz nie potrafię określić w których miejscach to się znajdowało, ani tym bardziej czy obiekty występowały w tym samym miejscu. Raczej nie.”

    Q: Czy za zjawisko mogła być odpowiedzialna superrefrakcja (ugięcie fal radarowych w zjonizowanym powietrzu, czego sprawcą było silnie operujące słońce)?

    Nie, zarówno ja na wysokościomierzu, jak i trzy stacje odległościomierzy widzieliśmy pojedynczy obiekt. Refrakcja wyglądała inaczej. I poza tym refrakcje nie zmieniają gwałtownie wysokości. Dodatkowo to nie była jednostkowa obserwacja i nie przez jednego człowieka. Wielokrotnie, różne rejony, ale zawsze nad Bałtykiem, różne osoby w różnych porach dnia. Nie pamiętam czy takie incydenty były obserwowane w godzinach nocnych. Dowódca jednostki i dowódca nawigatorów nazbierali wody w usta na nasze pytania co to było.”

    ***

    Letniego dnia 1977 roku Szwedzki pilot Sven Hjalmarsson odbywał rutynowy lot na myśliwcu J-35 Draken między wyspami Oland i Gotlandią. Wtedy też otrzymał rozkaz z dowództwa rozpoznania niezidentyfikowanergo obiektu, który został wykryty przez radary. Pilot otrzymał dane na temat wysokości i położenia obiektu. Gdy wojskowy zbliżył się do celu zdołał go pochwycić na radarze. UFO poruszało się z niewielką prędkością ok. 100 km/h, natomiast pilot zbliżał się z prędkością 0,9 macha na wysokości ok 1.000 m.

    Gdy szwedzka maszyna zbliżyła się na ok. 10 km obiekt nagle rozpoczął szybkie wznoszenie. Pilot włączył turbodoładowanie silnika, aby doścignąć cel. Pilot podniósł dziób do góry i wznosił się pod kątem ok. 70 stopni. Myśliwiec nie był stanie zbliżyć się do celu, pilot podjął więc decyzję o rezygnacji z pościgu, a obiekt niczym niepokojony oddalił się w kierunku kosmosu…

    ***

    List Piotra Mysłowskiego do Głosu Pomorza, 193/1984 r. s. 5.:

    Mam 28 lat i jestem mieszkańcem Sosnowca. 16 lipca po południu wyjechałem „maluchem” do Kołobrzegu, gdzie już od kilku dni przebywała na wczasach żona. Podróż od początku była nieudana. Złapałem gumę, miałem też kłopoty z gaźnikiem. Uporałem się z awariami i kontynuowałem podróż. Około 4 nad ranem po minięciu wsi Maszkowo (położonej kilka km od Koszalina – A. M.) coś dziwnego zaczęło się dziać z silnikiem. W pewnym momencie przestał pracować. Po chwili zaskoczył ponownie, ale po kilkuset metrach sytuacja powtórzyła się. Byłem już porządnie zmęczony i senny. Jestem kiepskim mechanikiem, więc nie dałbym sobie rady z awarią, skręciłem w boczną leśną drogę i zatrzymałem się na obszernej polanie. Wysiadłem z wozu, aby rozprostować kości. Właśnie świtało, ptaki rozpoczynały swoje śpiewy. Było cudnie.

    Nagle usłyszałem głuchy pomruk. Spojrzałem na niego, bo pomyślałem o zbliżającej się burzy. W tym też momencie poczułem dziwny niepokój. W pierwszej chwili nie zdałem sobie sprawy skąd to uczucie. 1 właśnie wtedy zobaczyłem coś. co dosłownie zjeżyło mi włosy na głowie. W przeraźliwej ciszy wypłynął znad drzew ogromny, ciemny, rozjarzony od dołu jasnym światłem przedmiot. Myślałem, że zemdleję ze strachu. W odległości kilkudziesięciu metrów ode mnie wisiał obiekt, którego pochodzenia i zachowania się nie mogłem objąć rozumem. Chciałem rzucić się pomiędzy drzewa i uciec jak najdalej. Nie mogłem tego zrobić. Czułem się ciężki, jak wypełniony ołowiem. Z bezmyślnym osłupieniem wbiłem wzrok w przedmiot przypominający szeroki i płaski metalowy cylinder. Od oślepiającego snopu światła zaczęły mi spływać łzy. Po chwili poczułem ulgę, światło zgasło, a spód cylindra zamienił się jakby w ogromną opalizującą z lekka szybę. Powoli obniżył się i zawisł dosłownie metr nad polaną. Teraz zauważyłem, że i ściany cylindra zrobione są jakby z ciemnego szkła, za którym majaczyły się nieruchome, podświetlone niesamowitym, zimnym światłem kontury. Część skierowana w moją stronę, jakby ożyła, zaczęły pojawiać się na niej pełzające, bardzo jaskrawe różnobarwne światła. Słychać było ostre urywane dźwięki. Uczucie strachu ustąpiło, za to poczułem na ciele fale ciepła, połączone jak gdyby z wibrowaniem. Czegoś takiego nie odczułem nigdy przedtem. Nie było to ani przyjemne, ani bolesne. Miałem wrażenie, że Jestem rozkładany na czynniki pierwsze i składany. Nie potrafię określić jak długo to trwało. Zupełnie niespodziewanie światła na powierzchni cylindra zgasły, spód rozjarzył się i obiekt ponownie zaczął bezgłośnie wznosić się. Nie obserwowałem jego kursu. Raptem odzyskałem władzę w nogach i rzuciłem się do ucieczki na oślep. Musiałem uderzyć w biegu o pień drzewa. Gdy ocknąłem się, leżałem na trawie, a wokół było już zupełnie jasno. Spojrzałem na zegarek dochodziła piąta. Na polanie stał nieuszkodzony i zupełnie sprawny samochód. Na trawie nie dostrzegłem najmniejszych nawet śladów czyjejś obecności. Gdyby nie rozbita głowa pomyślałbym, że może mi się to wszystko przyśniło. Gdy po przyjedzie do Kołobrzegu opowiadałem znajomym o tych nocnych przeżyciach, patrzyli na mnie z wyraźnym politowaniem, a żona, jak to żona, zażądała wyjaśnień co NAPRAWDĘ wydarzyło się tej nocy.

    ***

    Grzegorz Skład bawił się z kilkoma kolegami na jednym z koszalińskich podwórek. Początek wakacji i piękna pogoda sprzyjały spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, zanim zostanie przygotowany rodzinny obiad. Uwagę dzieciaków na niebie przyciągał jakiś biały, błyszczący obiekt w kształcie cygara, który przeciął niebo. Co zaskakujące po jakimś czasie ponownie się pojawił tym razem lecąc z innego kierunku. I później jeszcze raz lecąc z innej strony… Obiekt był niezwykle błyszczący i obracał się wokół własnej osi. Nie mógł to być samolot. Mały Grzegorz wielokrotnie wcześniej i później widział samoloty. Po po pewnym czasie wzrok dzieci znów przyciągnął ten sam statek powietrzny. Tym razem dokładnie za nim podążały dwa szare samoloty, których skrzydła miały kształt trójkąta.

    (tu prośba do czytelników: wydaje mi się, że kiedyś czytałem o powyższej obserwacji nad Koszalinem, relacja została opublikowana w (lokalnej?) prasie – czy ktoś z Państwa kojarzy coś bliżej na temat tej notatki prasowej?)

    Opis maszyn pasuje do MIGa-21. W tamtym czasie ten typ samolotu nie stacjonował w polskich bazach w Zegrzu, ani pod Słupskiem. Prawdopodobnie były to radzieckie MIGi-21 z bazy Bagicz pod Kołobrzegiem. Świadek, w związku z upływem czasu nie pamięta dokładnej daty obserwacji, ani kierunków pierwszych przelotów. Jednak jest w stanie odtworzyć, którym kierunku zmierzał obiekt ostatnim razem, mając pościg na ogonie. Po bliższej analizie okazuje się, że tajemniczy obiekt zmierzał w kierunku radzieckiego bunkra w Podborsku, od którego dzieliło go jedynie zaledwie kilka minut lotu. Bunkra, w którym tym czasie było przechowywanych… około sześćdziesięciu głowic nuklearnych.

    Świadek pamiętał jaki był ostatni kierunek przelotu. Gdy spojrzałem na mapę w mniejszej skali…
    …. okazało się, że obiekt zmierzał w kierunku bunkra w Podborsku, w którym były przechowywane głowice nuklearne.

    ***

    Kapitan Bruce Fenstermacher był oficerem sił nuklearnych USA, który jesienią 1976 r. stacjonował w bazie F.E. Warren AFB, w stanie Wyoming. Służba składała się z długich okresów nudy przeplatanych, krótkimi momentami strachu. Żołnierz pełnił patrol w samochodzie, kiedy dostał komendę z bazy „zatrzymaj samochód i wyjdź na zewnątrz”. Bruce i jego kolega Sam spojrzeli na siebie i dostrzegli białe pulsujące światło w odległości około 7 mil, które unosiło się dokładnie nad budynkiem kontroli wyrzutni. Dostał w słuchawkach potwierdzenie z bazy „dokładnie nad nami unosi się spory obiekt w kształcie grubego cygara!”. Kompletnie bezgłośny obiekt pulsował białym światłem, ale dało się dostrzec również mrugnięcia światła niebieskiego i czerwonego.

    Kpt. Bruce Fenstermacher

    Oficer postanowił wezwać posiłki z Sił powietrznych, jednak w odpowiedzi usłyszał: „Jak ten obiekt wszystkich zje to daj nam znać”. Kolejne próby poruszenia góry łańcucha dowodzenia spełzły na niczym. Po ok. 1,5 godzinie obiekt nagle poderwał się do góry z ogromną prędkością, gdzie błyskawicznie stał się małym punktem nieodróżnialnym od innych gwiazd na nieboskłonie.

    Jakiś czas później żołnierzy jednostki spotkała niepodziewana wizyta oficera w mundurze, który przekazał: „Może słyszeliście jakieś plotki na ten temat. Ale to się nie wydarzyło. To ściśle tajne”.

    To się nigdy nie wydarzyło? Czy to jest ściśle tajne?” – pomyślał wtedy Fenstermacher.

    ***

    Oficjalny Raport Historyczny dnia 6 marca 2024 r. opublikowany przez komórkę Pentagonu wyznaczoną do rozwiązywania zjawisk anomalnych (AARO – All Domain Anomaly Resolution Office) potwierdził, że armia amerykańska jest w posiadaniu „około trzydziestu” raportów od żołnierzy oraz kontraktorów cywilnych, którzy informowali o różnego rodzaju naruszeniach przestrzeni powietrznej nad instalacjami nuklearnymi przez niezidentyfikowane obiekty latające.

    Twórcy raportu nie są w stanie na ten moment zaproponować żadnego wyjaśnienia dla tych obserwacji.

    Umowa pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Związkiem Radziecki o środkach zaradczych dotyczących przeciwdziałania wybuchowi wojny nuklearnej z dnia 30 września 1971 r.:

    Artykuł 3. Strony umowy będą natychmiast informować siebie nawzajem o obecności niezidentyfikowanych obiektów zarejestrowanych przez systemy ostrzegania przed pociskami rakietowymi, (…) w celu uniknięcia eskalacji konfliktu nuklearnego”.

    Dnia 12 lipca 1987 r. Czechosłowackie śmigłowce wojskowe ruszyły w pościg za niezidentyfikowanym obiektem latającym w kształcie cygara, który przemieszczał się w kierunku elektrowni jądrowej w miejscowości Dukovany. Obiekt schował się w chmurze, wykonał zwrot, a następnie ruszył na maszynę pilotowaną przez Jaroslava Špačka, z pełną mocą…

    Opracował: Adam Malmstromm

    Zapraszam do polubienia Fanpage na FB: https://www.facebook.com/profile.php?id=61561224754791

    Źródła i uwagi:

  • Hello world!

    Welcome to WordPress. This is your first post. Edit or delete it, then start writing!